Szaleni Finowie z Valco, którzy wcześniej atakowali nas pełnowymiarowymi słuchawkami wokółusznymi (konkretnie bardzo przyzwoitymi VMK20 i świetnymi VMK25, które jakiś czas temu recenzowaliśmy) oraz humorem z męskiej przebieralni, powracają z modelem dousznym NL25. Nie jest to ich pierwsze podejście do tematu wciskania rzeczy do ucha, ale poprzednik, Valco NL21 sprzed około 3 lat, pojawił się i zniknął z rynku raczej niezauważony (również przez nas), czyli albo szału nie było, albo dział marketingu Valco był na urlopie. Ale skrzętnie przeszukaliśmy odległe zakamarki internetu i ustaliliśmy, że ich poprzednie słuchawki douszne również były bezprzewodowe, ale bez ANC, za to z dotykowym sterowaniem.
Wypuszczone w tym roku NL25 to zupełnie inna bajka. Jak w przypadku poprzedników, dostajemy całkowicie bezprzewodowe słuchawki douszne, ale tym razem wyposażone są w aktywną redukcję szumów (i tryb nasłuchu, który ma działać odwrotnie i wzmacniać dźwięki otoczenia, zamiast je tłumić), a dotykowe sterowanie zastąpiono mechanicznymi przyciskami. Słuchawki całkowicie bezprzewodowe, czyli dostajemy je z ładującym etui w formie dobrze zaprojektowanego, okrągłego pudełka z eleganckim wykończeniem, ewidentnie pożyczonym z muszli słuchawek VMK20.
Słuchawki dotarły do nas zapakowane w spory karton, który oprócz nich zawierał też dodatkowe fanty: dezodorant w kulce o zaskakująco neutralnym, mydlanym zapachu i trzy cukierki o smaku owocowo-anyżkowo-słono-niewiadomo. Gratisy zawsze miłe, nie zmarnują się. W zestawie ze słuchawkami, oprócz ładującego etui, dostajemy kabelek USB-C do ładowania i komplet gumek i pianek w 3 rozmiarach.
Jeśli chodzi o fajerwerki, to nie ma. Słuchawki nie mają czujników zbliżeniowych, które pauzowałyby muzykę po wyjęciu słuchawek z uszu, ani aplikacji z mnóstwem ustawień ANC do wyboru i dodatkową regulacją dźwięku. Nie mają nawet przycisków regulacji głośności. Jeśli zależy Wam na takich funkcjach, szukajcie gdzie indziej. Dla mnie prostota jest zaletą – mniej rzeczy może się zepsuć lub przestać działać.
Same słuchawki są sporawe (to akurat dobrze, łatwiej je znaleźć w kieszeni/torbie) i mam dwa zastrzeżenia do ich wykończenia. Pierwsze to w sumie drobiazg: brak oznaczenia lewej/prawej słuchawki. Żadnego. Brak liter, kolorowych kropek, wypustek – nic. I każdą ze słuchawek da się względnie łatwo wcisnąć w dowolne ucho. Najprostszym sposobem na odróżnienie lewej słuchawki od prawej, jest włożenie ich do uszu i wciskanie przycisków. Jeśli przycisk przełączy tryb ANC, to mamy lewą słuchawkę; jeśli robi cokolwiek innego – prawą. Trochę irytujące, ale nie tragedia. Wystarczy raz zidentyfikować prawą słuchawkę, chlapnąć ją czerwonym lakierem do paznokci na i problem z głowy. Chyba że Twoja małżonka jest gotką i co prawda ma całe pudło lakierów do paznokci, ale wszystkie są czarne, wtedy przerąbane. Ale można też po prostu zapamiętać, że słuchawki w etui ładującym leżą po tych samych stronach, co uszy, do których należy je włożyć. Dopóki nie masz Alzheimera, powinno dać radę. A jak masz Alzheimera, to pewnie słuch też już nie ten, więc lepiej sobie aparat słuchowy kup, nie słuchawki.
Moje drugie zastrzeżenie to większy problem, przynajmniej dla mnie: krawędzie. Obudowy słuchawek są tak zaprojektowane, że ich krawędzie wbijają mi się w skórę za każdym razem, gdy je wkładam do uszu. Niezbyt przyjemne uczucie, zwłaszcza że muszę je naprawdę mocno wciskać, żeby znalazły się we właściwym miejscu i pozycji. Ja rozumiem, wszyscy robią zaokrąglone słuchawki douszne, dzięki krawędziom Valco wizualnie się wyróżniają, nawet niektórym mogą się wydawać bardziej „męskie” – ale inni producenci unikają krawędzi nie bez powodu. Co gorsza, w jedynej pozycji słuchawek, w której udaje mi się usłyszeć bas, krawędź „uchwytu” naciska na mój skrawek ucha (dla tych mniej obeznanych z anatomią ucha i za leniwych, żeby wygooglować, skrawek to „mały, pokryty włosami występ chrząstki zlokalizowany tuż przed ujściem przewodu słuchowego zewnętrznego”; dodatkowa ciekawostka: skrawek i nietoperzy nazywa się koziołek i pomaga im echolokacji, ale nie wszystkie nietoperze echolokujące mają koziołki – proszę, teraz wiecie), a to znaczy, że przez cały czas ich używania odczuwam pewien dyskomfort. Nie jakiś dramatyczny, ale zawsze.
Żeby była jasność: generalnie nie lubię słuchawek dousznych i większość z nich (jeśli nie wszystkie), jest dla mnie niewygodna, więc lepiej traktować moje uwagi na temat komfortu z dystansem. Moja żona, która raz dała sobie wsadzić Valco NL25 w uszy, wcale nie mówiła, że boli.
Poza tym obsługa korzystanie Valco NL25 jest kompletnie bezproblemowe. Łatwo się parują i łączą, nie rozłączają się nieproszone, zasięg jest przynajmniej tak dobry, jak zasięg innych słuchawek Bluetooth, których używałem. Kiedy używałem ich na zewnątrz, kilka razy na ułamek sekundy przerwały, nie są kompletnie odporne na zakłócenia, ale jeszcze nie trafiłem na słuchawki Bluetooth, które nie miałyby tego problemu, więc do łączenia zastrzeżeń nie mam. Przyciski mechaniczne również działają dobrze, wydają się solidne i są znacznie wygodniejsze i łatwiejsze w obsłudze niż panele dotykowe (przynajmniej dla mnie). Dwa przyciski ograniczają liczbę funkcji (brak na przykład regulacji głośności), ale z drugiej strony ułatwiają życie – przynajmniej nie trzeba się zastanawiać, czy naciska się ten przycisk, który się chce nacisnąć. Wszystkie funkcje działają dobrze… poza redukcją hałasu.
Generalnie ANC działa w tym sensie, że można je włączyć i wyłączyć i jest jakaś różnica, ale zwyczajnie nie działa tak dobrze, jak bym chciał. ANC potrafi trochę wyciszyć dźwięki ruchu ulicznego i dźwięk silnika autobusu, ale efekt jest dużo słabszy, niż na przykład w modelach VMK25/VMK20. I niestety nie robi praktycznie żadnej różnicy podczas lotu samolotem – w przeciwieństwie do ANC w słuchawkach wokółusznych Valco, które w samolocie eliminują znaczną część hałasu. Nie wiem, w czym tkwi problem, może zminiaturyzowany układ ANC nie jest równie dobry, może mikrofony źle zbierają, a może po prostu w moich uszach słuchawki nie siedzą szczelnie, ale ANC w NL25 działa słabo, w VMK25 działa znacznie lepiej, więc do samolotu będę dalej brał VMK25.
Gwoli kompletności sprawdziłem też tryb przepuszczania dźwięków otoczenia. Niestety też porażka. Podczas chodzenia po mieście nie słyszałem żadnej różnicy między wyłączonym trybem ANC a trybem przepuszczania dźwięków – poza niewielką zmianą balansu tonów i odrobiną białego szumu w tle. Poziom dźwięków z zewnątrz był dokładnie taki sam zarówno z włączonym i za wyłączonym trybem przepuszczania dźwięków. A potem spróbowałem jeździć na rowerze z włączonym tym trybem. I powiem tak: ten tryb praktycznie w ogóle nie wzmacnia tych dźwięków z zewnątrz, które chcielibyście lepiej słyszeć (prywatne rozmowy współpasażerów, śpiew ptaków, samochody, które zaraz was potrącą), ale za to działa cuda, jeśli chodzi o wzmacnianie świstu wiatru. Myślałem, że mi uszy odpadną.
Żywotność baterii jest w porządku. Nie zrobiłem co prawda dokładnego testu czasu pracy, ale kilka razy używałem ich przez kilka godzin i nigdy mi się nie rozładowały, czyli można uznać, że czas pracy prawdopodobnie jest zgodny z opisem (6 godzin z wyłączonym ANC, 4,5 godziny z włączonym ANC), a na pewno wystarczająca do normalnego, codziennego użytkowania.
Jakość rozmów (w obie strony) jest w porządku, bez zastrzeżeń. Ja słyszałem, mnie słyszeli.
Jakość dźwięku i brzmienie… Tutaj sporo zależy od osobistych preferencji i wielkości uszu. Po pierwsze, ja miałem problem z gumkami. Słuchawki są dostarczane z zestawem 6 par, do wyboru mamy po 3 rozmiary gumek i pianek. Chyba dostałem rozmiary dla dziewczynek, bo wszystkie silikonowe gumki były dla mnie za małe. Z największym rozmiarem po długim międleniu w uchu w końcu ledwo usłyszałem jakiś bas, więc się poddałem i założyłem trochę większe gumki od słuchawek Sony. Te były prawie dobre, w miarę szczelne, więc basu pojawiło się więcej, chociaż znalezienie odpowiedniej pozycji słuchawki w uchu nadal wymagało trochę cierpliwości. Pianki Valco sprawdziły się lepiej, dało się uzyskać pełny dźwięk z ich największym rozmiarem. Moja żona, dumna właścicielka mniejszych uszu, nie miała tego problemu, średnie silikonowe końcówki Valco sprawdziły się u niej dobrze. W każdym razie, po znalezieniu pary końcówek w miarę pasujących do mojego ucha, jakość dźwięku jest bardzo dobra, dźwięk jest klarowny, szczegółowy i z przyzwoitą sceną jak na słuchawki douszne – ale zdecydowanie nie jest neutralny. Słuchawki grają mają dość jasno, ostro i agresywnie. Przypuszczam, że odpowiada za to hybrydowy system przetworników dynamicznych i armaturowych, w którym armatury mają wyższą skuteczność, co przekłada się na wyraźniejsze wysokie tony i wyższy środek pasma. Dolny zakres tonów średnich jest obecny, czysty, szczegółowy, ale nieco bardziej w tle. To sprawia, że wokale brzmią, jakby były ciut wyższe niż w rzeczywistości. Bas, kiedy już uda się szczelnie włożyć słuchawki do uszu, jest dobry: szczegółowy, o wyrazistej fakturze, kiedy trzeba potrafi zejść dość nisko, i mamy go w przyzwoitej ilości – ale to zdecydowanie nie są słuchawki dla fanów bardzo mocnego basu. Jeśli wolisz jasne brzmienie, będą się podobać, tak jak mojej żonie. Ja wolę dźwięk bardziej neutralny, mniej agresywny, więc chociaż doceniam klarowność i szczegółowość, pod względem brzmienia są to dla mnie słuchawki dobre, ale nie rewelacyjne.
Słuchawki NL25 obsługują kodeki APTX i APTX-adaptive, ale nie APTX Low Latency. Świetna sprawa do muzyki, nie mówiąc o dziennej dawce podcastów o zbrodniach, ale niestety lekkie opóźnienie można zauważyć podczas oglądania filmu, a do konkretnego grania raczej się nie nadają. Teoretycznie APTX-adaptive powinien zapewniać podobne, niezauważalne opóźnienie jak APTX LL, ale rzeczywistość aż tak różowa nie jest.
Na koniec sprawdziłem jeszcze, jak Valco NL25 wypadają w porównaniu z funkcjonalnie podobnym, droższym produktem konkurencji. Porównałem je ze słuchawkami Master & Dynamic MW07 Plus (które jako nowe kosztowały jakieś 30% więcej). Brzmienie MD MW07 Plus podobało mi się nieco bardziej (mniej agresywne, więc bardziej w moim guście), różnica nie była duża i wynikała raczej z moich osobistych preferencji niż z jakości dźwięku, która była porównywalna i bardzo dobra w obu przypadkach. Valco były również nieco głośniejsze niż MD MW07 Plus, co jest oczywistą zaletą podczas słuchania cichszych/bardziej dynamicznych nagrań i w bardzo hałaśliwym otoczeniu. MD MW07 Plus były dla mnie ciut wygodniejsze (a właściwie mniej niewygodne) niż Valco. W ich przypadku także czułem ciągły nacisk, ale w innych, mniej irytujących miejscach. Jeśli chodzi o łatwość użytkowania i funkcjonalność, ANC był w obu przypadkach równie mało skuteczny (a w samolocie – kompletnie nieskuteczny). Podobnie jak słuchawki Valco, MD MW07 Plus również mają mechaniczne przyciski i mają ich więcej, więc dostajemy regulację głośności – ale przyciski są bardzo małe i niezbyt trwałe, jeden z nich praktycznie przestał działać, kiedy ich używałem. Parowanie MD MW07 Plus było drogą przez mękę. Musiałem przywrócić je do ustawień fabrycznych, żeby dało się sparować je z telefonem, i niestety ta sztuczka udała mi się tylko raz. Za drugim razem słuchawki próbowały sparować się jako dwa oddzielne urządzenia, co podobno jest funkcją, a nie usterką – tyle że nie dałem rady tej funkcji wyłączyć. Krótko mówiąc, żadne nie były idealne, a gdybym miał wybierać między nimi, to mimo że brzmienie Master i Dynamic MW07 Plus trochę bardziej mi odpowiadało (i nieco mniej przeszkadzał mi dyskomfort związany z ich użytkowaniem), bez wahania wziąłbym Valco NL25. Różnice w dźwięku i komforcie nie były takie znowu duże, a jakość wykonania i łatwość obsługi Valco znacznie lepsza.
Podsumowując, chociaż do ideału trochę im brakuje, słuchawki Valco NL25 to bardzo przyzwoita propozycja. Rezygnacja z dodatkowych funkcji na rzecz łatwości i płynności obsługi jest dla mnie ogromnym plusem, podobnie jak mechaniczne przyciski. Jakość dźwięku jest bardzo dobra, zwłaszcza jeśli nie jesteś fanem przytłaczającego basu i preferujesz nieco bardziej agresywną, bezpośrednią prezentację muzyki. Znalezienie odpowiednich gumek i dobre dopasowanie słuchawek może być wyzwaniem, jeśli tak jak ja masz spore uszy, ale dla większości osób nie powinno być problemem. Tylko nie oczekuj, że ANC zdziała cuda, szczególnie w samolocie; jeśli zależy Ci na dobrej redukcji hałasu i sensownie działającym trybie przepuszczania dźwięków otoczenia, lepiej po prostu kup słuchawki nauszne (np. Valco VMK25 to bardzo dobry wybór). Poza tymi zastrzeżeniami – słuchawki zdecydowanie warte uwagi.
Dane techniczne:
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
Bluetooth: 5.4
Zasięg Bluetooth: do 20 metrów (nie mniej niż ponad 10 metrów)
Układ: Qualcomm QCC30XX, aktywna redukcja szumów, tryb przepuszczania dźwięków otoczenia
Obsługiwane kodeki audio: SBC, AAC, APTX, APTX-adaptive
Przetworniki: konstrukcja hybrydowa (niskotonowy przetwornik dynamiczny 10 mm i przetwornik armaturowy dla wyższych częstotliwości)
Średnica etui ładującego: 55 mm
Grubość etui ładującego: 30 mm
Waga: słuchawki ok. 5 g każda, etui ze słuchawkami ok. 50 g
Bateria: 35 mAh na słuchawkę, etui 300 mAh
Etui obsługuje ładowanie bezprzewodowe
Czas odtwarzania na jednym ładowaniu: ponad 6 godzin bez ANC, ok. 4,5 godziny z włączonym ANC
Do 17 godzin odtwarzania po jednym pełnym naładowaniu etui
Mikrofony do rozmów z funkcją wzmocnienia głosu
Wodoodporność: klasa IPX4, odporne na zachlapanie







