Dwa lata temu testowaliśmy fińsko-chińskie słuchawki Valco VMK20. Pomysł Finów był piękny w swojej prostocie: wziąć tanie chińskie słuchawki i poprawić je na tyle, żeby z produktu byle jakiego zrobić całkiem przyzwoity. Efekt okazał się naprawdę niezły: w porównaniu do wersji chińskiej, Valco VMK20 miały bardziej estetyczne wykończenie muszli, nieco poprawione brzmienie w trybie pasywnym, a przede wszystkim o niebo lepsze w trybie aktywnym dzięki autorskiemu DSP i znacznie lepszy układ tłumienia hałasu. Oceniliśmy je pozytywnie mimo miernego brzmienia „po kablu”. Po dwóch latach (i z opóźnieniami) Valco przedstawiło następcę: słuchawki VMK25.
Model VMK25 jest zaprojektowany podobnie do poprzednika: słuchawki są zbliżonej wielkości, mają taki sam mechanizm składania, takie same przyciski i gniazda (i ich rozmieszczenie na muszlach), podobny system montażu padów, podobną (ale tym razem tylko czarną) plecionkę na muszli. Wizualnie oba modele są dla mnie ogólnie w porządku; jedyne zastrzeżenie, które mam do wyglądu VMK25 (i czarnej wersji wcześniejszych VMK20) to duże, białe logo na muszlach, które wygląda dość kiczowato. Oba modele dostajemy w sztywnym etui, do obu Valco dodaje identyczne kable audio mini jack i USB C do ładowania oraz przejściówkę samolotową. Tu mój ogromny ukłon w stronę Valco za minimalizowanie ilości śmieci: słuchawki w etui są włożone w foliowy woreczek i wysyłane w dużej kopercie, bez dodatkowych zewnętrznych opakowań (pudełka, plastikowych wyprasek itp.).
W przeciwieństwie do poprzednika, nie znalazłem na razie chińskich słuchawek, które byłyby bliźniaczo podobne do Valco VMK25 Całkiem więc możliwe, że nowy model został zaprojektowany od podstaw (w każdym razie w większym stopniu, niż VMK20), a nie tylko poprawiony po Chińczykach, chociaż symbole na płytkach drukowanych zdradzają chińskie pochodzenie elektroniki.
Różnice między VMK25 i starszymi VMK20 zaczynają się od wykończenia i kształtu etui. VMK25 mają etui tego samego typu, co poprzedni model (sztywne, na suwak), ale z innego materiału i o innym kształcie. Zewnętrzne wykończenie nowego etui wygląda lepiej, ale na tym zalety się kończą. Nowe etui jest okrągłe, ale przede wszystkim wyraźnie wyższe (grubsze) od etui VMK20. To znaczy, że będzie się je znacznie mniej wygodnie pakowało do walizki lub plecaka – a mówimy o słuchawkach, które z założenia mają służyć w podróży. Do tego w etui ewidentnie użyto neoprenu (albo podobnego materiału). Materiał ten, delikatnie mówiąc, ma dość intensywny zapach, a niedelikatnie – paskudnie capi. Za etui duży punkt dla starszego modelu VMK20.
Jeśli chodzi o same słuchawki, najważniejsza praktyczna różnica w budowie to kształt muszli. VMK20 miały muszle i pady idealnie owalne, w które moje średniej wielkości ucho wchodziło dość komfortowo, ale na styk, natomiast dla kolegi o większym uchu były odrobinę za małe. Muszle i pady VMK25 są szersze na górze, dzięki czemu są bardziej komfortowe dla osób o większych uszach. Duży punkt dla VMK25.
Pady do VMK25, oprócz innego kształtu, mają system montażowy tego samego typu co w VMK20, ale z inaczej rozmieszczonymi zatrzaskami. Nie da się więc przekładać padów między modelami (a szkoda, bo byłby to łatwy sposób, żeby trochę zwiększyć komfort starszych VMK20). Zamienne pady do VMK20 można zamówić na stronie Valco za niecałe 25 euro (czyli nie tanio, ale bez dramatu), natomiast pady do VMK25 nie są dostępne. Według informacji z Valco – na razie nie ma takiej potrzeby, a w przyszłości się pojawią. Ale dopóki to nie nastąpi, punkt za dostępność zamiennych padów dla starszych VMK20.
Kolejna różnica to system regulacji rozmiaru pałąka. Jest tego samego typu, ale w VMK25 jest na pałąku umiejscowiony wyżej (dalej od muszli), niż w VMK20. Dla mnie jest to rozwiązanie nieco mniej wygodne, muszę zdjąć słuchawki, żeby wyregulować rozmiar pałąka, a w VMK20 bez problemu regulowałem bez zdejmowania. Nie jest to duży kłopot – z doświadczenia wiem, że po kilku użyciach pamiętam, jak ustawić pałąk. Z drugiej strony nowy pałąk można powiększyć trochę bardziej, więc jeśli ktoś ma dużą głowę – większa szansa, że VMK25 nie będą dla niego za małe. Ja daję mały punkt VMK20, ale jeśli masz wielki czerep, dasz punkt nowym VMK25.
W VMK25 twarde (plastikowe) części pałąka i muszli zostały pokryte matową powłoką, która w dotyku nieco przypomina gumę. Ma to wady i zalety: z jednej strony mat tej powłoki jest estetyczny i mam wrażenie, że słuchawki są mniej śliskie (nieco mniejsze ryzyko, że wyślizgną się z dłoni i upadną), z drugiej na powłoce szybko pojawiają się widoczne ślady palców, twardych przedmiotów itd. Poza tym mam bardzo złe doświadczenie z elementami wykończonymi w ten sposób. W praktycznie wszystkich przypadkach, kiedy miałem podobną powłokę na urządzeniu (a miałem na kilku – na myszy komputerowej, słuchawkach dwóch różnych marek, nawet na całym froncie miniwieży), po kilku latach ulegała ona degradacji i zaczynała się paskudnie lepić. Nie wiem, czy w słuchawkach Valco zastosowano ten sam materiał, okaże się za kilka lat. Na razie zmiana bez punktu.
VMK25 są od poprzedników nieco cięższe. Różnica ok. 30 g (nie 50g, jak podaje Valco) jest wyczuwalna jeśli się weźmie oba modele jednocześnie w ręce. Na głowie jednak jej praktycznie nie czuję, więc co prawda za wagę punkt dla VMK20 – ale malutki.
W VMK20 plecionka na muszli była zamontowana na stałe i dostępna w wersjach czarnej i szarej. W nowym modelu VMK25 mamy tylko czarną, ale za to plecionka nie jest przyczepiona bezpośrednio do muszli, ale do płaskiej nakładki (mocowanej na magnesy), którą można zdjąć, żeby plecionkę wyczyścić nie ryzykując zamoczenia słuchawek. Do tego Valco udostępnia modele bocznych nakładek do wydruku 3D, więc jeśli ma się drukarkę, można sobie wydrukować własną wersję nakładki z czachą, kotkiem albo po prostu w gustownym różu. Dla mnie jest to zupełnie nieistotna zmiana, ale jak ktoś lubi zabawy w drukowanie (albo ma kaszojada miotającego klopsikami w sosie i codziennie musi prać siebie i słuchawki) – mały punkt dla VMK25.
Jak wspomniałem wyżej, gniazda i przyciski w obu modelach są rozmieszczone tak samo (włącznie z gniazdem przewodu audio umieszczonym nieintuicyjnie na prawej słuchawce), jest ich tyle samo i mają te same funkcje (prawie – w nowym modelu VMK25 przycisk ANC włącza dodatkowy tryb, o którym za chwilę). Za to diody sygnalizujące włączenie różnych funkcji słuchawek są znacznie większe i zostały przeniesione do wewnątrz nauszników, czyli są widoczne tylko po zdjęciu słuchawek. Według Valco ułatwi to czajenie się w krzakach nocą. Mi zdarza mi się to sporadycznie i raczej nie w słuchawkach. Poza tym mniejsze diody w starszych VMK20 były dla mnie wystarczająco widoczne, więc lokalizacja i wielkość światełek nie robi mi żadnej różnicy. Bez punktu.
Między VMK20 a VMK25 są jeszcze trzy różnice funkcjonalne. Pierwsza to dodatkowy tryb „anty-ANC”, w którym dźwięki z otoczenia są przepuszczane do słuchawek. Włącza się go przez ponowne wciśnięcie przycisku ANC (pierwsze wciśnięcie włącza ANC, drugie włącza ten dodatkowy tryb, trzecie wyłącza). W trybie ANC mikrofony zbierają dźwięki z otoczenia, żeby układ mógł je wytłumić. W nowym trybie te dźwięki są natomiast przekazywane do wzmacniacza i odtwarzane przez słuchawki. Czyli jak ktoś jest creepem, może siedzieć w słuchawkach, udawać, że nic nie słyszy, ale tak naprawdę podsłuchiwać rozmowy dookoła. Albo siedzieć w słuchawkach w parku i słuchać śpiewu ptaków. Ale, co ważniejsze, słychać też na przykład dźwięki ulicy i komunikaty na lotnisku – i dzięki temu można uniknąć rozmaitych katastrof. Punkt dla VMK25.
Podobnie jak w przypadku starszego modelu, słuchawek VMK25 w pasywnym trybie przewodowym można używać także w trakcie ładowania. Natomiast nie da się włączyć ANC ani BT podczas ładowania słuchawek (czyli nie wydłużymy czasu ich działania np. przez podłączenie powerbanku), co było możliwe w poprzednim modelu. Punkt dla VMK20.
Trzecia różnica wydała mi się dość dziwaczna i początkowo nawet podejrzewałem, że jest to po prostu bug. W modelu VMK20 można było włączyć sam tryb ANC (redukcja hałasu). W nowych VMK25 natomiast ANC da się włączyć tylko jeśli włączony jest bluetooth albo do gniazda włożony jest kabel audio (nie musi być on podłączony do żadnego innego urządzenia, wystarczy podłączyć tylko do słuchawek). Jeśli BT jest wyłączony i nie ma kabelka – game over, ANC się nie włączy. Co więcej, jeśli podłączymy kabel audio, włączymy ANC, a potem wyciągniemy kabel z gniazda w słuchawkach, ANC się wyłączy. Ja używałem VMK20 z włączonym tylko ANC (bez muzyki) w podróży, szczególnie w samolotach – podczas dłuższego lotu zakładałem słuchawki, włączałem ANC i szedłem spać w (względnej) ciszy – więc dla mnie jest to wada. Z nowymi Valco VMK25 będę musiał pamiętać, żeby mieć pod ręką kabelek i podłączyć go do słuchawek przed włączeniem ANC. Dostałem z Valco wyjaśnienie, że zmiana ta została zrobiona celowo. Podobno niektórzy użytkownicy przypadkowo zostawiali włączone ANC, co oczywiście powodowało szybkie rozładowanie baterii. Dla mnie zmiana na gorsze, ale rozumiem, że rozwiązuje problem innych użytkowników.
Kolejne zmiany mamy w elektronice. Zastosowano inne przetworniki (45mm, a w VMK20 były przetworniki 40 mm; zmieniła się także ich impedancja – prawie 50 omów w VMK20, a przetworniki nowych VMK25 mają poniżej 30 omów), nowy układ ANC (nie wiadomo, kto jest producentem) i inny układ BT. W każdym razie inny niż w pierwszej wersji starszego modelu VMK20, który oryginalnie był oparty na chipie Qualcom QCC3008, wspierającym BT 5.0 z obsługą aptX LL. Ale tych chipów zabrakło i późniejsze serie VMK20 produkowano już z układem na chipie Qualcom QCC3034, wspierającym BT 5.1 z obsługą aptX HD (ale bez aptX LL). Taki też układ znajdziemy w nowych VMK25. Nie zmieniła się natomiast bateria (nadal bardzo hojne 1050 mAh i deklarowane ok. 50 godzin pracy) i ilość mikrofonów.
W starszych VMK20, po zdjęciu padów i odkręceniu oprawki można było zobaczyć przód (membranę) i tył przetwornika. Był on od frontu zabezpieczony siatką, od tyłu tylko wytłumiony. Natomiast w VMK25 przetwornik od przodu zasłania naklejony gąbkowy filtr (którego nie da się zdjąć bez podarcia go), zaś od tyłu została naklejona plastikowa pokrywa. To oznacza, że z jednej strony przetwornik jest lepiej zabezpieczony, z drugiej będzie się do niego znacznie trudniej dobrać, jeśli będzie konieczna naprawa; wszelkie próby modyfikacji słuchawek także będą znacznie bardziej inwazyjne i ryzykowne.
Jeszcze o elektronice: w VMK25 układy BT i ANC są w tej samej, prawej słuchawce (w VMK20 układ ANC był w lewej), natomiast w lewej znajdziemy tylko zasilanie. Inne są także przełączniki przycisków – działają miękko, z mniej wyraźnym skokiem. Natomiast nie zmieniły się gniazda zasilania (USB C) i audio (jack 3,5 mm).
Podsumowując, w porównaniu do starszego modelu zmiany kosmetyczne i konstrukcyjne są raczej na lepsze – ale nie wszystkie. Dzięki padom o innym kształcie i zmienionej regulacji pałąka słuchawki będą nieco wygodniejsze, szczególnie dla osób o nieco większych głowach i uszach. Natomiast grubsze etui utrudni ich pakowanie do bagażu.
A teraz najważniejsze: brzmienie. W nowym modelu mamy inną elektronikę i przetworniki, można się więc spodziewać, że będzie on brzmiał inaczej od poprzednika.
Słuchawki Valco mają kilka trybów pracy: dwa podstawowe (aktywny/BT i pasywny/przewodowy); dodatkowo w ramach każdego z nich układ redukcji szumów może być wyłączony, włączony lub ustawiony na przepuszczanie dźwięków otoczenia. W każdym z tych trybów słuchawki brzmią nieco inaczej.
Odsłuch zacząłem od trybu w pełni pasywnego, czyli słuchawek podłączonych kablem do źródła dźwięku i z wyłączonymi wszystkimi układami. Muszę powiedzieć, że w tym trybie różnica brzmieniowa na korzyść nowego modelu VMK25 jest ogromna. Kompletnie zniknął problem, który w tym trybie miały VMK20, czyli przerost basu nad pozostałymi zakresami i stłumiona góra W VMK25 bas nadal jest dość obfity, ale już nie zagłusza innych częstotliwości. Jest też całkiem nieźle kontrolowany. Średnica przy niskiej głośności jest lekko zmiękczona, ale bez przesady – akurat na tyle, żeby słuchawki brzmiały łagodnie. Po podgłośnieniu średnica wychodzi nieco do przodu i nabiera sporo energii. Góra jest czysta, wyraźna, podczas słuchania z niską głośnością łagodna, z wyższą trochę ostrzejsza, ale nadal ale nie jest męcząca. Ogólnie w trybie pasywnym brzmienie słuchawek jest dość ciepłe, przyjemne, ale jednocześnie klarowne jeśli słuchamy cicho. Po zwiększeniu głośności zmienia się na bardziej żywiołowe i angażujące. Dźwięk jest przy tym dość swobodny i przestrzenny, a to spore osiągnięcie biorąc pod uwagę, że słuchawki nie tylko są zamknięte, ale mają kompletnie zabudowany tył przetwornika, z tylko jednym niedużym otworem w górnej części jego tylnej osłony. Nie jest to co prawda jakość dobrych zamkniętych słuchawek studyjnych (jak np. Beyerdynamic DT770), ale w trybie pasywnym VMK25 brzmią naprawdę dobrze, czego nie można było powiedzieć o starszych VMK20. Dodatkowo są od poprzedników łatwiejsze do napędzenia, być może dzięki nieco niższej impedancji przetworników – przy tym samym poziomie głośności ustawionym w odtwarzaczu, VMK25 zagrają wyraźnie głośniej od VMK20.
Podobnie jak w przypadku starszego modelu, słuchawek VMK25 w trybie przewodowym można używać także z włączoną redukcją hałasu (chociaż nie w czasie ładowania). Włączenie ANC powoduje lekkie „odchudzenie” brzmienia – zmniejsza się ilość wyższego basu i niższej średnicy, natomiast niski bas jest lekko podbity. Ale jest to nadal dobre brzmienie.
Brzmienie Valco VMK25 w trybie bezprzewodowym jest lepsze niż w przewodowym dzięki zastosowaniu procesora dźwięku (DSP). Rozwiązanie to wykorzystano wcześniej z bardzo dobrym skutkiem w starszym modelu VMK20, które takiego poprawiania dźwięku bardzo potrzebowały. Jednak w VMK25 różnica między trybem przewodowym a BT nie jest już tak drastyczna. O ile w VMK20 po włączeniu BT miałem wrażenie, że założyłem inne, znacznie lepsze słuchawki, to w przypadku VMK25 mamy do czynienia raczej z dopieszczeniem dźwięku, który był bardzo dobry już na wejściu. Poprawia się nieco rozdzielczość, przejrzystość dźwięku oraz kontrola basu. Zwiększa się klarowność wokali i wybrzmienie detali w wyższych rejestrach. Brzmienie jest także nieco bardziej przestrzenne, niż w trybie przewodowym. Natomiast w odniesieniu do VMK20, nowe VMK25 prezentują brzmienie bardziej zrównoważone: mniej agresywne, z lepszą średnicą i bez tak wyraźnie podbitych skrajów pasma. Brzmienie to nadal określiłbym raczej jako dość rozrywkowe, ale jest wyraźnie bardziej kulturalne, neutralne niż w starszym modelu. Dzięki utemperowaniu wysokich tonów nie ma też efektu sybilancji, który słyszałem w VMK20. Ogólnie rzecz biorąc, VMK20 w trybie przewodowym wypadały słabo, a w bezprzewodowym nieźle. VMK25 w trybie przewodowym są dobre, w bezprzewodowym świetne. W każdym z trybów VMK25 brzmią lepiej od VMK20 w trybie bezprzewodowym.
Po włączeniu trybu ANC w trybie bezprzewodowym brzmienie nieco się rozjaśnia i pojawia się bardzo lekki pogłos. Różnica między brzmieniem z włączoną redukcją szumu i bez niej jest w trybie BT mniejsza, niż w trybie przewodowym.
Parowanie bluetooth jest bezproblemowe z wszystkimi urządzeniami, z którymi sprawdzałem słuchawki (telefony, laptopy, DAP Fiio X1II). Komunikaty głosowe w języku angielskim, podobnie jak w VMK20, podaje nam niski, „radiowy” męski głos. W warunkach domowych i w odległości kilku metrów od źródła dźwięku (nadajnika) połączenie jest stabilne, jeśli między słuchawkami a źródłem nie ma istotnych przeszkód typu gruba ściana. Za ścianą i w większej odległości dźwięk potrafi przerywać i zanikać (ale na pewno nie bardziej, niż w przypadku innych słuchawek BT, których używałem w moim mieszkaniu), przy czym słuchawki nie tracą połączenia, dźwięk wraca i stabilizuje się po ponownym zbliżeniu się do nadajnika. Podczas używania słuchawek na zewnątrz (sparowanych z telefonem trzymanym w kieszeni spodni) nie miałem żadnych problemów z połączeniem. Dobrze działała też kontrola odtwarzania przyciskami na słuchawkach (regulacja głośności, przełączanie utworów, pauzowanie i wznawianie odtwarzania).
Słuchawki korzystają z minimalnie stratnego kodeka aptX HD, podobnie jak późniejsze serie poprzedniego modelu VMK20. Pierwsza wersja VMK20 obsługiwała kodek aptX LL. Każdy z tych kodeków ma wady i zalety. Kodek aptX HD ma najwyższą przepustowość i obsługuje wyższą rozdzielczość (576 kbit/s, 24 bity i 48 kHz), ale z większym opóźnieniem dźwięku (ok. 250 ms). Natomiast aptX LL, przeznaczony szczególnie do gier i filmów, minimalizuje opóźnienie dźwięku (ok. 40 ms), za to jego przepustowość jest mniejsza (352 kbit/s, 16 bitów i 48 kHz). Co za tym idzie, w trybie bezprzewodowym słuchawki VMK25 sprawdzą się przede wszystkim podczas słuchania muzyki. Jakość przesyłanego bezprzewodowo dźwięku jest faktycznie bardzo dobra. Podczas oglądania filmu zauważyłem jednak lekkie opóźnienie dźwięku w stosunku do obrazu. Na dłuższą metę może ono być irytujące i oczywiście sprawia, że w trybie bezprzewodowym słuchawki niespecjalnie nadają się do dynamicznych gier. Jeśli dźwięk ma być idealnie zsynchronizowany z obrazem – trzeba podłączyć słuchawki przewodowo.
System redukcji hałasu (ANC) nie ma żadnych dodatkowych regulacji ani ustawień użytkownika, ale jest skuteczny i bardzo dobrze sprawdza się w warunkach miejskich i środkach transportu. Zarówno w miejskim autobusie, jak i przy ruchliwej ulicy, słuchawki wyeliminowały większość hałasu i byłem w stanie słuchać muzyki ze znacznie niższą głośnością, niż słuchałbym w stosunkowo dobrze pasywnie tłumiących słuchawkach bez ANC. Nawet włączenie samej redukcji hałasu, bez muzyki, znacznie poprawia komfort podróżowania bardziej hałaśliwymi pojazdami (pociąg, samolot). Ich hałas przestaje męczyć i np. przeszkadzać w czytaniu. Jedyny problem, jaki zauważyłem, to zakłócenia podczas mocniejszych wstrząsów, np. autobusu podskakującego na wybojach, kiedy słuchawki na moment przestawały dobrze przylegać do głowy. Ale to dałoby się wyeliminować tylko zwiększając nacisk słuchawek na głowę, co z kolei drastycznie zmniejszyłoby komfort ich używania.
Ładowanie odbywa się przez gniazdo USB typu C i trwa 2-3 godziny. Źródłem prądu jest bateria o pojemności 1050 mAH (czyli bardzo dużej, pojemność baterii w średnich modelach markowych słuchawek to zwykle najwyżej połowa tego), co według producenta przekłada się na ok. 50 godzin słuchania z włączonym ANC. W moim teście, przy włączonym ANC i z ustawioną dość dużą głośnością, słuchawki rozładowały się po 57 godzinach i 28 minutach grania, co jest wynikiem nie tylko po prostu fantastycznym, ale także wyraźnie lepszym, niż osiągi VMK20 (które w naszym teście wytrzymały 50 godzin i to z wyłączoną redukcją hałasu). Bateria w obu modelach jest identyczna, więc dłuższy czas pracy nowego modelu wynika prawdopodobnie z zastosowania mniej prądożernych przetworników o niższej impedancji, a może także innej elektroniki. Słuchawki w żaden sposób nie sygnalizują niskiego poziomu baterii; kiedy bateria się wyczerpie, słyszymy komunikat „POWER OFF” i słuchawki po prostu się wyłączają. Ale przy tak długim czasie pracy to raczej nie jest problem – większość użytkowników i tak nie wytrzyma i doładuje słuchawki, zanim bateria zupełnie się wyczerpie.
Niestety brak kodeka aptx LL i wynikające z tego lekkie opóźnienie dźwięku sprawia, że w trybie bezprzewodowym Valco VMK25 nie nadają się do gier i dla części osób mogą być irytujące podczas oglądania filmów. Ale my skupiamy się przede wszystkim na jakości dźwięku, a pod tym względem nowe słuchawki Valco to zdecydowanie udany produkt. Różnica w cenie pomiędzy nimi a poprzednikami VMK20 (które są nadal w sprzedaży za 149 euro) to 50 euro i naszym zdaniem warto ją zapłacić, szczególnie że obecna wersja VMK20 także nie ma kodeka aptx LL. Chociaż niektóre zmiany w porównaniu do starszego modelu to krok w bok, a nawet trochę wstecz (np. ładniejsze, ale zdecydowanie mniej wygodnie etui, brak możliwości używania trybów ANC i BT podczas ładowania), sporo udało się poprawić. Przede wszystkim nowy model oferuje dobre brzmienie także przy połączeniu przewodowym. W trybie bezprzewodowym brzmi natomiast nieco mniej „rozrywkowo”, ale moim zdaniem wyraźnie lepiej od poprzednika – bardziej kulturalnie, z lepszą średnicą, mniej podbitą ale nadal bardzo klarowną górą i lepiej kontrolowanym basem. Układ redukcji szumów jest skuteczny i ma mniejszy wpływ na brzmienie w trybie bezprzewodowym. VMK25 odziedziczyły po poprzednikach baterię o dużej pojemności i bardzo długi czas pracy. Mimo nieco większej wagi, dzięki zmienionemu kształtowi padów i zwiększonemu zakresowi regulacji pałąka nowe słuchawki Valco są wygodniejsze od poprzedników (przynajmniej dla osób o większych uszach i głowach). W porównaniu do droższych produktów „markowej” konkurencji – nie mają dodatkowych bajerów typu parowanie NFC, dodatkowe ustawienia ANC albo sterowanie dotykowe, ale za to są wyraźnie tańsze, grają przynajmniej równie dobrze, wyglądają estetycznie, są równie (albo bardziej) wygodne i biją większość konkurencji na głowę długością czasu pracy.
Dane techniczne:
Valco VMK25
Bluetooth: 5.1 APTX HD, SBC i AAC
Chipset: Qualcomm QCC3034 z dostrojonymi pod słuchawki ustawieniami DSP
Aktywna redukcja hałasu (ANC): układ hybrydowy z 4 mikrofonami
Wzmacniacz: klasa AB
Przetworniki: 45 mm, dynamiczne, impedancja nominalna 32 omy
Waga: ok. 280g
Bateria: 1050 mAh
Czas ładowania: 2-3 godziny, złącze USB-C
Czas pracy po pełnym naładowaniu baterii (wg producenta): do 50 godzin słuchania z włączonym ANC, 45 godzin rozmów
Czas pracy po pełnym naładowaniu baterii (nasz test): 57 godzin i 28 minut słuchania z dość wysoką głośnością, ANC włączone.
Współpraca z Siri i Google Home
Mikrofon do rozmów z systemem redukcji szumów CVC8
W zestawie: kabel jack 3,5 mm, przejściówka samolotowa, kabel do ładowania USB-C, etui