Marka Marantz w ciągu swojej już blisko 70-letniej historii kilkukrotnie zmieniała właściciela, ale konsekwentnie pozycjonowała się jako dobra średnia półka z aspiracjami do wyższej – i to niezależnie, czy Marantz należał akurat do Amerykanów, Holendrów czy Japończyków. Co za tym idzie, Marantz ma na koncie całkiem sporo przyzwoitych i cenionych modeli.
Inną cechą Marantza jest konsekwentne trzymanie się sprawdzonych projektów. Zaczęło się to już w latach 70-tych, np. konstrukcja niskiego modelu Marantz Model 1050 posłużyła za bazę dla przynajmniej 4 kolejnych modeli sprzedawanych równolegle i w późniejszych latach pod własną i 2 innymi markami. Później podobnie było z modelem PM-80 z 1990 roku – jego konstrukcja służyła za bazę wielu modeli na przestrzeni kilkunastu lat, między innymi dla Marantza PM-78 z końca lat 90-tych.
Nasz pierwszy kontakt z Marantzem PM-78 miał miejsce kilka lat temu, kiedy jego posiadacz zajrzał z wzmacniaczem na odsłuch kolumn. Ponowna okazja trafiła się kilka miesięcy temu: czytelnik przekazał nam Marantza PM-78 do czyszczenia i regulacji.
Wzmacniacz zdecydowanie tego wymagał. W środku zalegała solidna warstwa kurzu, znalazła się nawet całkiem ładna pajęczyna. Jeśli chodzi o regulacje, prąd stały na wyjściach głośnikowych był w normie. Wartość idealna to 0 mV, wartość zalecana przez producenta to 0-10 mV, generalnie przyjmuje się, że do 15 mV jest dobrze, do 15-50 mV jest znośnie, ale lepiej wyregulować, powyżej 50 mV zdecydowanie należy wyregulować (chociaż niektórzy producenci dopuszczają wartości do 100 mV). W tym wzmacniaczu w jednym kanale było 4 mV, w drugim 6 mV, czyli w przedziale zalecanym przez producenta. Za to prąd spoczynkowy wymagał regulacji, w ustawieniu klasa A był za wysoki – w jednym kanale był dwukrotnie wyższy od wartości zalecanej przez producenta, w drugim o połowę za wysoki. Procedura regulacji w tym wzmacniaczu co prawda nie jest szczególnie trudna, ale czasochłonna: wzmacniacz reguluje się w klasie A/B w ciągu 30 sekund od włączenia, następnie odczekuje pół godziny i sprawdza, czy prąd ustabilizował się prawidłowo, przełącza do klasy A, znowu reguluje w ciągu 30 sekund, znowu czeka pół godziny i sprawdza. Czyli sama regulacja zajmuje przynajmniej godzinę.
Od strony konstrukcyjnej, dobre wrażenie robi zasilanie z solidnym transformatorem i kondensatorami filtrującymi o pojemności 12000 μF, a także końcówka mocy, w której widać także charakterystyczne moduły HDAM, odpowiadające za wzmocnienie napięcia. W sekcji przedwzmacniacza płytka wejść i przełączania źródeł wygląda porządnie, natomiast płytka wzmacniacza tonów już dość bałaganiarsko.
Jeśli chodzi o funkcjonalność, wzmacniacz wypada bardzo dobrze. Standardowo mamy regulację głośności i równoważnik, regulację tonów, główny przełącznik źródeł, dodatkowy przełącznik źródła nagrywania i osobne przyciski wybierające wejścia magnetofonowe jako źródła dźwięku, przełączniki wyjść głośnikowych A i B, gniazdo słuchawkowe.
Poza podstawowymi funkcjami mamy do dyspozycji dwa przełączniki, z których jeden jest kluczowy dla brzmienia wzmacniacza, a jednego spokojnie można byłoby się pozbyć (niżej wyjaśnimy, dlaczego): SOURCE DIRECT, pozwalający pominąć regulację tonów; CLASS A, jak nazwa wskazuje przełączający wzmacniacz do pracy w klasie A (w tym trybie moc wzmacniacza jest ograniczona do 25 W na kanał). Dodatkową zaletą dla wielu osób będzie obsługa z pilota, która obejmuje głośność, przełączanie źródeł i włączanie/wyłączanie wzmacniacza. Jest też jedna funkcja dostępna tylko z pilota: szybkie wyciszanie wzmacniacza (MUTING). Na panelu przednim zmieściła się dioda sygnalizująca jej włączenie, natomiast z jakiegoś powodu projektanci nie przewidzieli odpowiedniego przełącznika, jest on tylko na pilocie.
Z tyłu mamy komplet wejść (wszystkie pozłacane), wyjścia głośnikowe (dają możliwość stosowania wtyków bananowych) wejście/wyjście obsługi z pilota (pozwala na podłączenie innego urządzenia i np. sterowanie nim za pomocą pilota od wzmacniacza) oraz przełączane wejścia zasilania dla dodatkowych urządzeń (można podłączyć np. tuner i włączenie/wyłączenie wzmacniacza spowoduje odpowiednio włączenie lub wyłączenie tunera). Na tylnym panelu znajdziemy też zalecenia odnośnie impedancji kolumn głośnikowych. Według producenta wzmacniacz jest przeznaczony do pracy z kolumnami o impedancji od 8 omów, jednak my testowaliśmy go z kolumnami 4-omowymi i grał z nimi bez żadnych problemów.
Przed czyszczeniem i regulacjami zrobiliśmy wstępny odsłuch wzmacniacza, uważniejszy już po regulacji. Po wyczyszczeniu regulacji wzmacniacz wydawał się brzmieć nieco lepiej; właściciel później to potwierdził. Jeśli zaś o brzmienie chodzi, odsłuch umocnił moją wcześniejszą opinię na temat tego modelu. Marantz PM-78 gra dość poprawnie i przyjemnie, jest to brzmienie przestrzenne, z dobrze podaną średnicą, i raczej łagodne. Nie brakuje szczegółów, ale też nie są one specjalnie wyeksponowane. Bas jest… jakiś. Głównie wyższy i średni. Niskiego jest mało, co natychmiast wyszło podczas porównania do mojego systemu opartego na przedwzmacniaczu Harman/Kardon HK 725 i końcówce Inkel MD2200. Poza tym wzmacniacz gra zdecydowanie zbyt spokojnie, wręcz leniwie. Byłby doskonały dla tolkienowskich Entów, na pewno nie uznaliby go za „pochopny”. Generalnie jest to dobry wzmacniacz do relaksującego słuchania ballad jazzowych wieczorową porą. Do żywszej muzyki trochę brak mu… życia. Nie brakuje za to mocy: przy 95 W mocy ciągłej na kanał (w klasie A/B) wzmacniacz potrafi zagrać naprawdę głośno bez spadku jakości dźwięku.
Przełączenie z klasy A/B do klasy A teoretycznie powinno poprawić brzmienie przez wyeliminowanie zniekształceń powodowanych przez przełączanie tranzystorów stopnia końcowego, ale w naszym systemie w ogóle nie zmieniło brzmienia wzmacniacza, jedynie ograniczyło jego moc. Dokładnie tak samo było w systemie właściciela wzmacniacza oraz w przypadku egzemplarza, którego miałem okazję słuchać kilka lat wcześniej. Natomiast znaczą różnicę powoduje włączenie/wyłączenie trybu SOURCE DIRECT. Większość odsłuchów robiliśmy z tym trybem włączonym, czyli z pominiętymi układami regulacji tonów; stwierdziliśmy, że nie tyle jego włączenie poprawia dźwięk, co jego wyłączenie go bardzo psuje. Dźwięk traci klarowność i przestrzenność, robi się przytłumiony. Ewidentnie wzmacniacz tonów został przez projektantów potraktowany po macoszemu. Naszym zdaniem Marantza PM-78 z wyłączonym trybem SOURCE DIRECT nie da się słuchać.
Marantz PM-78 nie jest zły. Słucha się go dość przyjemnie i ze spokojniejszą muzyką gra dobrze. Ale przy żywszej brak mu werwy; nie ma też niskiego basu. Do tego układ regulacji tonów trzeba wyłączyć, bo inaczej wzmacniacz zaczyna brzmieć bardzo słabo, natomiast przełączenie do klasy A nie daje spodziewanej poprawy dźwięku. Z tego powodu lepszym wyborem byłby model PM-68, który jest identyczny poza właśnie tą funkcją, a tańszy. Ze względu na cenę (obecnie ok. 1000 zł lub więcej) nie jest to wzmacniacz, który możemy polecić – chyba że trafi się egzemplarz w okazyjnej cenie.
Dane techniczne:
Moc ciągła: 2 x 95 W przy 8 omach (klasa A/B)
2 x 25 W przy 8 omach (klasa A)
Moc muzyczna (klasa A/B): 8/4/2 omy – 2x 120/185/220 W
Moc muzyczna (klasa A): 8/4/2 omy – 2x 35/45/50 W
Impedancja kolumn (zalecana): 8-16 omów
Współczynnik tłumienia: 150
Zniekształcenia harmoniczne THD – 0,03%
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 65 kHz
Czułość wejść: liniowe 150 mV/40k, gramofonowe 2,5 mV/47k
Wejścia/wyjścia: Tape 1 (we/wy), Tape 2 (we/wy), Aux 1, Aux 2, CD, Tuner, Phono (wkładka MM), 2 pary kolumn pracujące zamiennie lub równocześnie, gniazdo słuchawkowe
Wymiary: 439 x 159 x 375 mm
Waga: 12,3 kg
MARANTZ PM-78 – GALERIA