Luxman to marka obecnie dość niszowa, ale bardzo ceniona i to niezależnie pod półki i (prawie) od okresu. Obecnie produkuje sprzęt dla raczej zasobnych odbiorców (kwoty pięciocyfrowe), ale w ubiegłym stuleciu miała w swojej ofercie także sprzęt ze średniej półki, który na tle konkurencji wypadał dobrze lub bardzo dobrze i nadal cieszy się sporym powodzeniem na rynku wtórnym.
Luxman L-5 pochodzi z końca lat 70-tych. W okresie produkcji (od 1978 do 1981 roku) był to 3-4 model od dołu w ofercie Luxmana (wyżej od modeli L-1 – L-4, które jednak nie wszystkie były produkowane jednocześnie). Trafił do nas na test od czytelnika z prośbą o przetestowanie pod kątem brzmienia (które właścicielowi wydawało się nadmiernie wyostrzone) oraz w razie potrzeby przegląd i regulacje.
Test odsłuchowy nie wykazał żadnych problemów z przesadnie wyostrzonym brzmieniem. W tym zakresie Luxman nie odbiegał od normy i kilku innych wzmacniaczy, z którymi go porównaliśmy. Nasza konkluzja, którą przekazaliśmy właścicielowi, była taka, że irytujący efekt, który właściciel słyszał, wynikał albo ze złego doboru kolumn, albo też z nadmiernej wrażliwości słuchu na określone częstotliwości (właściciel wspominał, że bywa w ten sposób nadwrażliwy). Jeśli chodzi o stronę techniczną, jedyny problem, jaki stwierdziliśmy, to wymagający regulacji (za niski) prąd spoczynkowy, który wyregulowaliśmy zgodnie z zaleceniami producenta. Procedura regulacji w tym wzmacniaczu jest nieco inwazyjna, wymaga odlutowania przewodów od płytki końcówki mocy (albo na ich drugim końcu – od terminali dodatnich głównych kondensatorów filtrujących) i wpięcia się w to miejsce multimetrem. Ponieważ dostęp do kondensatorów jest znacznie lepszy, niż do płytki wzmacniacza mocy, z tego punktu skorzystaliśmy. Dopiero po wpięciu się multimetrem i zamknięciu obwodu można bezpiecznie włączyć wzmacniacz i należy ustawić prąd spoczynkowy na 45 mA. Dla ułatwienia, odpowiada to wartości rzędu 10 mV mierzonej na rezystorze emiterowym.
Jeśli chodzi o konstrukcję, widać, że inżynierowie Luxmana stawali na głowie, żeby jak najwięcej zmieścić wszystko w stosunkowo niedużej obudowie. Podzespoły są dość gęsto poupychane, płytki stoją i leżą gdzie się tylko dało i pod rozmaitymi, czasem karkołomnymi kątami (np. płytka, na której siedzi potencjometr głośności, jest zamontowana na skos, bo inaczej pewnie by się nie zmieściła), ale dzięki temu znalazło się miejsce na dobrze ekranowany transformator, spore kondensatory filtrujące, przyzwoitej wielkości radiatory i dość rozbudowany przedwzmacniacz. Jakość podzespołów w oryginale była niezła, w egzemplarzu, który do nas trafił, sporo kondensatorów zostało wcześniej wymienione na bardzo dobrej klasy.
Na zewnątrz wzmacniacz wygląda dobrze, projekt frontu jest estetyczny, chociaż ilości przycisków nie powstydziłaby się maszyna do dominacji nad światem w tajnej kryjówce czarnego charakteru z Bonda. Ale za to mamy do dyspozycji multum funkcji, w tym jeden filtr wysokich tonów i aż dwa niskich, kontur, przełącznik mono, wyciszenie o 20 dB, przełączniki odcinające regulację niskich i wysokich tonów i zmieniające częstotliwość, na jakiej ta regulacja się odbywa. Jest czym kręcić i co wciskać.
Za to tylny panel budzi niepokój: znajdziemy na nim wyjścia na 2 pary głośników i tylko jedno wejście typu DIN (TAPE 2). Ktoś zajumał pozostałe wejścia!?
Otóż niestety inżynierowie Luxmana najwyraźniej pożyczyli niezbyt szczęśliwy pomysł od Brauna i umieścili prawie wszystkie gniazda wejściowe na spodzie wzmacniacza. Wyjątkowo niewygodne rozwiązanie, żeby cokolwiek podłączyć lub odłączyć trzeba postawić wzmacniacz na boku, w dodatku wtyczki nie mogą być za długie ani kable za sztywne, bo inaczej wzmacniacz stanie na nich, zamiast na nóżkach. Ale za to wejść jest sporo: 2 gramofonowe, 4 liniowe ( w tym 2 pętle magnetofonowe), jest nawet wyjście przedwzmacniacza i wejście końcówki mocy.
Jeśli chodzi o brzmienie, wzmacniacz określiłbym jako bardzo dobry, ale nie wybitny. Porównałem go do 4 innych wzmacniaczy: Marantza 1060, Superscope A-530 (klon Marantza 1050) NADa 7020 (czyli NAD 3020 z dosztukowanym tunerem radiowym), a potem jeszcze do nowszego Sony TA-F461R. Odsłuchy robiliśmy na podstawkowych Cyrusach 780 (czyli ulepszona wersja Mission 760 z kilka centymetrów głębszą obudową) i podłogowych Quadralach Amun MK V. Metoda jest następująca: to samo źródło podłączamy jednocześnie do obu porównywanych wzmacniaczy przez rozdzielacz (korzystając z takich samych kabli), wyrównujemy głośność obu wzmacniaczy, natomiast kolumny są podłączone jednocześnie do obu wzmacniaczy przez przełącznik (również takimi samymi kablami), co daje możliwość natychmiastowego przełączania między wzmacniaczami bez konieczności ich wyłączania, przepinania kabli itd.
Z pierwszych trzech pozostałych wzmacniaczy najbardziej zbliżoną barwę dźwięku do Luxmana miał Marantz 1060. Luxman zagrał nieco jaśniej od NADa 7020 i wyraźnie jaśniej od Superscope A-530. Wszystkim trzem wzmacniaczom ustępował pod względem przestrzeni (szerokości i głębi sceny), miał też nieco chudszą średnicę. Luxman przy tym brzmiał dobrze, ale NAD i Marantz 1060 miały nad nim lekką przewagę niezależnie od kolumn, a Superscope A-530 (grający najciemniej) wypadał lepiej z kolumnami podstawkowymi.
Luxman L-5 nie zaskoczył mnie o tyle, że zagrał praktycznie dokładnie tak, jak pamiętam brzmienie innego modelu, który swego czasu miałem, Luxmana L-1A.
Po wyregulowaniu prądu spoczynkowego średnica i przestrzeń nieco się poprawiły, ale nadal nie były na tak dobrym poziomie, jak w przypadku Marantza 1060 i NADa 7020.
Później porównałem Luxmana jeszcze z Sony TA-F461R, który jest jednym z bardziej przyzwoitych niedrogich wzmacniaczy Sony. W odsłuchu na Quadralach Amun MkV usłyszałem tylko minimalną różnicę w średnicy, na tyle małą, że słyszałem ją tylko w niektórych momentach, a i tam była praktycznie pomijalna i nie byłem w stanie stwierdzić, czy była na korzyść któregoś wzmacniacza. Te dwa wzmacniacze zagrały bardzo podobnie.
We wcześniejszych porównaniach z innymi wzmacniaczami Sony TA-F461R wypadł dobrze, ale nieco słabiej niż np. Harman/Kardon HK6550 – właśnie pod względem średnicy. To potwierdza, że także Luxman ma ją trochę bardziej suchą, niż wzmacniacze moim zdaniem pod tym względem świetne. Ale ogólnie jest to dobry wzmacniacz.
Luxman L-5 to wzmacniacz godny polecenia, chociaż w naszej ocenie nie tak dobry, jak Marantz 1060, NAD 7020 lub Harman/Kardon HK6550. Przy zbliżonej cenie lepiej wybrać któregoś z konkurentów, jeśli natomiast będzie wyraźnie tańszy, warto go rozważyć. Wygląda estetycznie, brzmi dobrze, radzi sobie z trudnymi kolumnami i jest wyposażony w sporo przydatnych funkcji. Jego największa wada funkcjonalna to gniazda wejściowe na spodzie.
Dziękujemy p. Jarkowi za udostępnienie nam wzmacniacza do testów.
Luxman L-5 (1978-1981)
Dane techniczne:
Moc ciągła: 60 watów na kanał przy 8 Ω (stereo)
Moc DIN: 2×95 watów przy 4 Ω (stereo)
Pasmo przenoszenia (wejścia liniowe): 10Hz do 100kHz
Pasmo przenoszenia (wejścia gramofonowe MM): 20Hz do 20kHz
Całkowite zniekształcenia harmoniczne: 0,03%
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0,03%
Współczynnik tłumienia: 80
Czułość wejściowa: 2,5 mV/50 kΩ (MM), 150 mV/50 kΩ (wejścia liniowe)
Stosunek sygnału do szumu: >92 dB (MM), >100 dB (wejścia liniowe)
Separacja kanałów: 60dB (MM), 78dB (wejścia liniowe)
Regulacja tonów niskich: +/- 12dB (na 200 Hz lub 400 Hz)
Regulacja tonów wysokich: +/- 12dB (na 2 kHz lub 4 kHz)
Filtr tonów wysokich: 7 kHz (- 6 dB/okt.)
Filtr tonów niskich: 70 Hz (- 6 dB/okt.)
Filtr poddźwięków: 15 kHz (- 6 dB/okt.)
Wymiary: 438 x 289 x 105 mm
Waga: 9,5 kg
Właśnie dostałem taki sam w spadku – ale mam mały problem, po włączeniu po kilku minutach sie wyłącza – tak jakby zabezpieczenie termiczne sie załączało i mruga kontrolka. Wzmacniacz jest zimny cały czas więc nie wiem skąd się to bierze? Może uzyskałbym od Was jaką podpowiedź?
Niestety bez przejrzenia wzmacniacza się nie obędzie, takie zachowanie to może być kwestia uszkodzonych podzespołów w końcówce albo w zasilaczu. Radziłbym oddać wzmacniacz na przegląd do elektronika i nie próbować używać go bez tego.